Grudniowy wieczór, rok 1985. Za oknem biało. Hula mroźny wiatr. Ja i mama leżymy przykryte kołdrą po uszy. Ciepełka w pokoju broni przed natrętnym wichrem pchającym się w każdą szparę okna kocyk zwinięty w rulon, ułożony na parapecie. Przypatrujemy się małej dziurze w ścianie nad łóżkiem (chyba pozostałość po jakimś gwoździu) i … snujemy opowieści…Bo, musicie wiedzieć, że ta mała dziura prowadzi do nieskończonej ilości przedziwnych światów (co wieczór do innego!).
Wczoraj, odwiedzając rodziców, spojrzałam na tę małą dziurę i wszystko wróciło. Zatrzymałam się na chwilę z mieszanką wzruszenia i wdzięczności za te niesamowite chwile, kiedy zimowe opowieści unosiły nas daleko poza mury szaro-burej, miejskiej wielkiej płyty.
Snujcie z dzieciakami opowieści! Tam się dzieje magia 🙂
Ps. Odkurzyłam dla Was myślorysowe kości zimowych opowieści. Znajdziecie je tutaj. Pobierajcie, drukujcie, wycinajcie i sklejajcie śmiało! A potem…siadacie sobie razem w cieplutkim miejscu (kubaski herbaty z cytryną, miodem i cynamonem wskazne). Pierwszą kostką wyrzucacie bohatera, drugą miejsce akcji a trzecią przedmiot kluczowy dla Waszej opowieści i…ogranicza Was tylko wyobraźnia. Przytulnych wspólnych grudniowych wieczorów! M.